UA-43269020-1

 

uzależnienie od leków

Osoba 5. „Witam serdecznie, muszę przyznać, że przeczytałem dzisiaj całego Pana bloga, od a do z – cieszę się, bo wszystko wskazuje na to, że będzie kontynuowany.
Chciałbym, aby poruszył Pan kwestię, w komentarzach, lub w notce, obciążenia ze strony
detoksu jakie spoczywa na rodzinie chorego, uzależnionego. W jaki sposób poradził Pan sobie z presją ze strony otoczenia? Mimo wszystko pobyty w szpitalach, ośrodkach leczenia nerwic czy innych tego typu miejscach powodują automatyczne chorobowe w pracy – co w polskich warunkach jest zazwyczaj nieciekawie odbierane”..

(odpowiedź) Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem pytanie..ale tak, owszem, otoczenie, rodzina, praca.., to niestety trudny temat, w każdym z tych trzech wymiarów można mieć rzeczywiście różne obawy..W pierwszym przypadku strach, by nie pogorszyć sobie sytuacji zawodowej, nie stracić źródła utrzymania albo lęk, że się ktoś dowie o naszym problemie, to naturalne obawy, ALE!..jeśli popatrzymy na problem z takiej optyki, że nasze przyjmowanie benzodiazepin nie jest już tylko kuracją, czyli przyjmowaniem leków zgodnie z zaleceniami lekarskimi, czyli 2-3 tyg. w dawkach terapeutycznych lub doraźnie, a jest już ich wielomiesięcznym, wieloletnim ich nadużywaniem, konkretnym uzależnieniem od substancji chemicznej.., które nie tylko już nie pomaga, ale często nawet pogarsza pierwotny stan wyjściowy, jaki był, za nim zaczęliśmy przyjmować te leki, że nie jest to niegroźne przyzwyczajenie polegające np .hmm powiedzmy na piciu nadmiernych ilości mocnej kawy, paleniu papierosów, czy jedzeniu słodyczy, co może być złym nawykiem i niekorzystnie wpływać na nasze zdrowie, tylko przyjmiemy, że jest to poważna choroba, która zagraża naszemu zdrowiu zarówno fizycznemu i psychicznemu, naszemu życiu, szczęściu, tak samo jak nowotwór, cukrzyca, alkoholizm, to może warto rozważyć rozpoczęcie leczenia, psychoterapii, bez względu na konsekwencje, opinie ludzi (?)

Powtórzę się i powiem jeszcze raz, że benzodiazepiny nie leczą nerwicy, nie usuwają jej przyczyn, tłumią tylko jej przykre objawy, niestety na krótko, bo szybko przestają działać, a lęki i tak wracają dodatkowo wzmocnione o objawy uzależnienia, tj głody lekowe, które często nawet trudno rozróżnić..

Niestety zaburzenia nerwicowe, depresyjne nie są grypą, która przechodzi po 2 tygodniach na skutek zażywanie leków..To często wielomiesięczna praca (czasem kilku letnia), proces rozległy w czasie..Jesteśmy w stanie zrozumieć, że ktoś np. po urazie kręgosłupa tudzież rozległych złamaniach wymaga złożonego i kompleksowego leczenia, wielokrotnych operacji, czasu gdy kości i rany się zagoją, a później wielomiesięcznej rehabilitacji lub ktoś czeka na operację wszczepienia bypassów, która jest poprzedzona wieloma badaniami..

Taki człowiek później wymaga czasu by dojść do siebie, musi nauczyć się zdrowo żyć, zacząć stosować odpowiednią dietę, musi wyzbyć się złych nawyków, a zaburzenia psychiczne, typu nerwica, depresja, uzależnienie od benzodiazepin często są traktowane jak jakaś fanaberie, nie choroba „wmawianie” sobie różnych „wymyślonych” dolegliwości, gdzie tak np. wystarczyło by „wziąć się w garść”, zająć pracą i nie myśleć „o głupotach”.. Ewentualnie udać się dyskretnie do jakiegoś lekarza, ale broń Boże do psychiatry , bo „wstyd”, ale do ogólnego, albo neurologa i conajwyżej zacząć łykać w tajemnicy jakieś tabletki jak jest konieczność, tak żeby się nikt nie dowiedział, bo w obecnym świecie nie ma miejsca na słabości..

Dla tych co tak myślą powiem tylko tyle, że serce, wątrobę, nerki lekarze już potrafią przeszczepić, mózgu nie..Jest on prawdziwym „centrum dowodzenia” z którego impulsy idą do całego ciała, a psychika składająca się z świadomości i podświadomości, to bardzo skomplikowana, złożona sfera, której nie można bagatelizować..Dzięki niej jesteśmy ludźmi, to nas odróżnia od roślin i zwierząt, to dzięki psychice, inteligencji, zdolności uczenia się, wiedzy człowieka zawdzięczamy, że żyjemy w świecie światłowodów, internetu, zaawansowanej technologii.

Jeśli chodzi o moją rodzinę, to obecnie wiem, że okres moich licznych pobytów na detoksach, oddziałach leczenia uzależnień, czy leczenia nerwic był równie trudnym okresem w ich życiu, mam tu na myśli szczególnie moją żonę, wtedy z małym dzieckiem, która musiała radzić sobie w obcym mieście (pochodzi z innego rejonu Polski), ale także moich rodziców, którzy jak to rodzice przeżywali po swojemu moje problemy..

Realia polskie są jakie są, choć mentalność ludzi (w tym pracodawców) moim zdaniem powoli się zmienia Sądzę też, że jest na świecie całkiem sporo życzliwych ludzi, którzy mają trochę oleju w głowie, otwarty umysł i wiedzą, że takie rzeczy jak nerwice, depresje, uzależnienia się zdarzają i mogą się także przytrafić im..Co więcej, żyjemy w czasach, że takich schorzeń przybywa, a niektórzy specjaliści nazywają je nawet chorobami cywilizacyjnymi

Wszystko zależy od tego z kim mamy na co dzień do czynienia (?) w jakim środowisku żyjemy, w jakim mieście mieszkamy (?), czy ludzie z którymi obcujesz mają szerszy światopogląd, czy tkwią wciąż w „zaściankach” i stereotypach..może też nie warto przejmować się tymi, którzy, używając delikatnego określenia, mają „wąskie horyzonty” myślowe lub są po prostu głupi, a liczyć się z mądrymi ludźmi..

W moim przypadku powiem szczerze, że było różnie, ale też trochę inne czasy i świadomość ludzka.. wraz z zmniejszaniem dawek leków BDZ moja „odwaga” i „mobilność” malała..Na wysokich dawkach leku mogłem „góry przestawiać” (subiektywne odczucie), a wraz z zmniejszaniem ilości przyjmowanego środka malała moja „odwaga” i mobilność..W konsekwencji musiałem najpierw zmienić stanowisko pracy (poprzednie było bardzo wymagające, a charakter pracy niezwykle trudny w porównaniu do innych zawodów, a wręcz często niebezpieczny)..

Pracodawcy generalnie szli mi na rękę, na tyle ile mogli, choć zdarzało się, że spotykałem się też z krytyką i kompletnym niezrozumieniem tego co mi dolegało (niestety)

Po całkowitym odstawieniu benzodiazepin nastąpił duży kryzys, który był dla mnie zaskoczeniem, nawrót niewyleczonej nerwicy społecznej istniejącej na podłożu zaburzenia osobowościtypu unikającego, nie byłem w stanie wykonywać żadnej pracy w publicznym miejscu, więc w końcu wylądowałem na zwolnieniu lekarskim, później na świadczeniach rehabilitacyjnych, po których byłem zmuszony ubiegać się o rentę zdrowotną..

A pro po pytania na temat presji otoczenia to dodam, że nie miałem i do tej pory nie widzę jakiejś specjalnej konieczności, ani potrzeby informowania wszystkich o swoim uzależnieniu od leków, a już na pewno nie obcymi ludźmi, no chyba, że jakaś sytuacja tego wymaga np. związana z moim zdrowiem..Wie o tym tylko pewna nieduża grupa zaufanych mi osób, rodzina, inni mogą sobie myśleć co chcą, nie mam na to wpływu.., przypuszczam, że moje problemy, a w konsekwencji zwolnienia w pracy były przez większość ludzi postrzegane przez pryzmat depresji lub nerwicy, nie wiem dokładnie, nie wyjaśniałem tego, nie wnikałem..

Jeśli chodzi o zwolnienia to nadmienię w tym miejscu, że niektóre oddziały leczenia nerwic lub uzależnień, jak i lekarze mają też często dodatkowe „gołe pieczątki” , czyli takie w których nie ma adnotacji jakiego rodzaju jest to placówka, a zwolnienia czasem na prośbę pacjenta wystawiane są przez lekarza ogólnego lub przez psychiatrę, ale podbijane np. pieczątką lek med imię nazwisko numer identyfikacyjny i tyle..

Wraz ze zwolnieniami, a później rentą nastał niestety chudszy okres, mój dochód zmalał o połowę..Dzięki temu, że żona pracuje i wsparciu materialnemu moich rodziców w tych najtrudniejszych chwilach jakoś daliśmy radę, ale trzeba było zmienić przyzwyczajenia i nauczyć się żyć na trochę niższym poziomie ..ja po ok 1-1.5 roku od odstawienia benzodiazepin zacząłem zajmować się trochę sprzedażą internetową, taką na razie na małą skalę i dla własnych potrzeb, po to by był jakiś dodatkowy grosz i w tym kierunku się dalej rozwijam, owszem bywały trudne momenty, ale też nie było ogólnie tragedii..cdn