straty finansowe i materialne
Pisząc o lekomanii chciałbym też wspomnieć tu o kwestii finansowej, która nie jest bez znaczenia.. Wiadomo, że leki kosztują, a jak się je regularnie bierze latami, to trzeba skądś zdobywać pieniądze. Zanim napiszę skąd je brałem, to dla ciekawostki wspomnę, że w ośrodkach leczenia uzależnień są specjalne zadania terapeutyczne, które polegają na obliczaniu poniesionych strat finansowych w ciągu życia (dosłownie), zliczanie ilość przyjętej substancji, wydanych pieniędzy, będę o tym pisał przy okazji tworzenia cyklu wpisów, na temat Całodobowego Ośrodka Leczenia Uzależnień, w którym byłem kilka miesięcy.
Co do leków, konkretnie Clonazepamu, który zażywałem, to kupowany na receptę z adnotacją choroba przewleka, nigdy nie był drogi, bo 30 tabletek 2 mg kosztowało ok 3,5 – 4 zł, ale też kupowałem go coraz więcej, więc to zmienia trochę optykę widzenia..Oczywiście to cena za lek kupiony legalnie, w aptece . Dla ciekawostki podam, że cena Clonazepamu na czarnym rynku swojego czasu oscylowała w granicach 90 zł (za 30 szt) !!
Nie.. nigdy nie kupowałem leków tą drogą, ale gdy zacząłem prowadzić bloga i zbierać informacje na ten temat, poszperałem w sieci, zaglądnąłem „tu i ówdzie” i oczywiście ceny leków są 2 – 3 krotnie wyższe, więc jak ktoś niema możliwości załatwić sobie leków legalnie, a go “przyciśnie”, bo jest głęboko uzależniony, to kupi leki na czarnym rynku sprowadzane prawdopodobnie z Bałkanów, gdzie środki te są ponoć sprzedawane bez recepty.. Jakie są wtedy koszty nałogu (?!) komentować chyba nie trzeba..
Moje zarobki w tym okresie były niezłe – nigdy nie brałem leków by się całkowicie odurzyć, a tylko zniwelować lęk, więc funkcjonowałem, pracowałem, nie miałem zbytnio problemu z środkami na leki.. jakość mojej pracy (?) to już inna sprawa..
Kolejną rzeczą, o której moim zdaniem należałoby wspomnieć, to koszty „doctor shoppingu”, które wiążą się z kosztami wizyt, najczęściej w gabinetach prywatnych, które tanie nie są..
Do tego należałoby doliczyć opłaty na paliwo, czy bilety komunikacji miejskiej, a nawet taksówki, które zaczynają być znaczące, gdy uzależniony jest na takim etapie, że potrzebuje już naprawdę dużej ilości leków (rozwój tolerancji).. Z tego też względu musi dużo i często „podróżować”, korzystając zarówno z usług różnych specjalistów, jak i różnych aptek, choćby po to, by nie wybierać zbyt dużej ilości medykamentów w jednym miejscu i tym samym narazić się na jakieś podejrzenia..
zachowania autodestrukcyjne
To trudny temat dla mnie i dla mojej rodziny, ale postanowiłem 'wspomnieć o nich, być może w późniejszych wpisach napiszę o tym coś więcej, a może nie..
Miałem ich w swoim życiu dwie w odstępie czterech lat..
Do dzisiaj nie wiem, czy naprawdę chciałem się zabić, czy tylko zamanifestować swoje cierpienie i bezradność, po prostu zasnąć, przestać czuć, przestać cierpieć (??!) A może wszystko po trochu, tak czy siak stało się
Po pierwszej próbie S trafiłem na oddział leczenia uzależnień, po drugiej ze względów bezpieczeństwa utrzymywano mnie przez ten czas w tzw “śpiączce farmakologicznej”, później skierowano mnie do szpitala dla nerwowo chorych na obserwację (taki przepis), gdzie przez pierwsze 2-3 dni ciągle spałem, umieszczony z innymi pacjentami na oszklonej sali obserwacyjnej.
Czy próby te były konsekwencją lekomanii?..czy bardziej nieleczonej w właściwy sposób nerwicy? Czy może wynik mojego ogólnego pogubienia się, “zakręcenia” się w swoich problemach życiowych (?).. nie wiem, ale obie podjąłem w momentach kiedy próbowałem je odstawiać, nie brać, albo z jakiegoś powodu nie mogłem ich zażyć, wtedy pojawiały się zarówno silne objawy nerwicowe, napady paniki, z którymi na ten czas nie umiałem sobie poradzić, objawy depresyjne (poczucie beznadziejności, bezradności), jak i pewnie objawy abstynencyjne..
Gdybym od samego początku miał wiedzę i świadomość o potencjale uzależniającym tych leków, gdybym miał możliwość rozpoczęcia odpowiedniego, właściwego dla tych zaburzeń leczenia, psychoterapii, to może nie było by nerwicy i lekomanii, a w konsekwencji prób samobójczych, może (?) Było to jednak, jak już wspominałem przeszło 20 lat temu, w nie zbyt dużym, kilkudziesięciotysięcznym, robotniczym miasteczku
konsekwencje prawne
O tym chciałbym wspomnieć na końcu serii moich wpisów traktujących o konsekwencji uzależnia od leków uspokajających (benzodiazepin) np odpowiedzialność karna za jazdę pod wpływem benzodiazepin (w Polsce jest to zabronione) tak samo jak za jazdę pod wpływem alkoholu! Część Policji (nie wiem jak duża) jest w posiadaniu narkotestów (wspominałem o tym już wcześniej), które oprócz zdolności wykrywania narkotyków w organizmie, posiadają także zdolność stwierdzania różnych leków w ustroju, w tym benzodiazepin.
Odpowiedzialność karna za spowodowanie wypadku drogowego lub innego na skutek którego ucierpiało by czyjeś życie, zdrowie lub mienie ..Odpowiedzialność karna za kradzież i fałszowanie recept, podrabianie podpisów, włamania do aptek, kradzież leków i inne wykroczenia lub możliwe przestępstwa z tym związane.
Być może też mniej lub bardziej karalne oszustwa polegające na zaopatrywaniu się w leki u różnych lekarzy..Lekarze nie wiedzą, że osoba uzależniona w tym samym czasie korzysta z usług także innych lekarzy..Jest to moim zdaniem pewna forma wyłudzania leków, w jakim stopniu karalna (?).. I czy w ogóle (?).. Nie wiem.
Jeśli chodzi o mnie, to w tym względzie miałem powiedzmy szczęście w nieszczęściu, uniknąłem jakiejkolwiek odpowiedzialności karnej, co nie znaczy, że nie mam nic na sumieniu..mam, nie jestem z tego dumny, wstydzę się, ale o tym raczej nie napiszę :).
Każda substancja psychoaktywna prędzej czy później zaczyna rządzić życiem,
A lepiej samemu mieć władze.
Jasne, że tak, zgadzam się z Tobą w 100% 😉
To ktos Cię znalazł? jak długo od połknięcia?
zrobiłeś to, więc chyba rozumiesz osoby, które chcą to zrobić ….
Muszę uciekać, bo żona niechcący cały samochód zalała w środku..Tak, żona mnie znalazła, nie podam Ci żadnych szczegółów, bo mogłabyś wykorzystać to przeciwko sobie, jak będziesz chciała jeszcze pogadać, to nie ma sprawy, jak wróce, ale nie wiem kiedy
Tak Basia, rozumiem, aż za dobrze..rozumiem, że bardzo cierpisz, czując bezradność i przerażenie, myśląc, że znalazłaś się w sytuacji bez wyjścia, tak jak ja czułem się wielokrotnie przed laty, podczas moich 23 nieskutecznych prób odstawiania benzodiazepin..
Tak było, gdy najpierw kilkakrotnie próbowałem odstawić leki sam na własną rękę, później z lekarzami, psychiatrami, jednym, drugim, którzy nie oferowai mi nic innego, poza różnymi lekami antydepresyjnymi, zarówno nowszej, jak i starszej generacji, neuroleptykemi, które nie pomagały mi, przynajmniej w wystarczający sposób..Nie miałem też wtedy żadnej świadomości rodzaju choroby pierwotnej (fobii społecznej, zaburzenia osobowości), jej przyczyn, nie miałem żadnego wglądu w siebie, jak również wiedzy na temat mechanizmów choroby nałogowej (uzależnienia od leków)
Moje próby S więc nie były jakąś świadomą, zaplanowaną na „zimno” chęcią odejścia z tego świata na skutek np braku perspektyw, celu życiu, tylko bardziej „krzykiem rozpaczy”, chęcią przerwania silnego cierpienia..
To wielokrotne, powtarzające się cierpienie stało się później przyczyną wystąpienia u mnie niektórych symptomów, znamion zespołu stresu pourazowego (PTSD), z którego później leczyłem się ponad 1 -1.5 roku czasu
Patrzę na swoja zapuchniętą twarz w lustrz, nawet nie wiem od których prochów, tyle ich biorę, i widze tylko jedno wyjście.
Tylko jak połknąć 400 tabl i ich nie wyrzygać?
Basia, masz męża, dzieci, chcesz ich unieszczęśliwić popełniając samobójstwo (?!) A twoi rodzice?! Jeśli masz myśl samobójcze zgłoś się do szpitala..
A pro po trucia się prochami, powiem Ci coś (nie pisałem tego do tej pory na blogu), mam za sobą 2 próby samobójcze..Pierwszy raz połknąłem 400 sta (dokładnie taka samą liczbę, jaką Ty podajesz) tabletek w sumie wszystkich psychotropów, i wiesz co..nie dość, że nie mogłem doczekać się efektu, przeżyłem, choć ledwo trzymałem się na nogach i pielęgniarze prowadzili mnie pod rękę do karetki, to później urządzili mi na pogotowiu takie płukanie żołądka, że do dzisiaj pamiętam!! a wiesz na czym polega ? Pompują w ciebie surową wodę kranówę dosłownie litrami, tzn zmuszają Cię do picia litrowym kubkiem, dotąd aż się porzygasz! (bo chodzi właśnie o to, że masz zwymiotować te leki), jeśli nie chcesz, to pakują Ci do gardła grubą, gumową rurkę i przez lejek leką wodę, ja dopiero część prochów zwróciłem, jak wypiłem przeszło półtora wiadra! ;-/, a na koniec wpychali mi tą rurę, żeby sprowokować wymioty..Później kroplówki, a później wg procedury jedziesz do psychiatryka na obserwacje..Piszę serio, niczego nie ubarwiłem, więc dobrze się zastanów, bo pobyt w psychiatryku, z osobami chorymi psychicznie, to kolejna trauma
Jacy? dr Basińska powiedziała, że bardzo możliwe jest, że po detoksie lęki znikną.
Ja nie mam sił już walczyć, nie mam …..
Basia, ta sama dr Basińska w wywiadzie dla Radia RDS (miałem link do niego na stronie, ale niestety nie jest już ogólnie dostępny) powiedziała, że pacjenci opuszczający jej oddział często popełniają ten sam błąd nie kontynuując leczenia w ramach terapii odwykowej, leczenia innych problemów, zbyt szybko wracają do życia nie potrafiąc radzić sobie z swoimi problemami bez leków, czy alkoholu..Ja od siebie dodam, że nie można odstawić tabletek pacjentowi uzależnionemu od leków BDZ i pozostawić go z niczym, trzeba w to miejsce zastosować właściwe, alternatywne leczenie, bo benzodiazepiny niczego nie leczą, działają tylko objawowo, a uzależnienie od nich przez lata tylko „zamraża” problem, blokując rozwój, procesy poznawcze..
Basia, Ty nie masz walczyć, Ty moim zdaniem potrzebujesz konkretnej pomocy, bo trochę jesteś w sytuacji, jakbyś zerwała z swojej „rany” (która się nie zagoiła, bo dalej tkwi w niej obce ciało) stary, brudny, wrośnięty plaster (co jest dobrym ruchem) a pozostała z raną, która na nowo zaczęła krwawić i którą trzeba teraz oczyścić, usunąć drzazgę i zająć się leczeniem na nowo (wybacz porównanie)
..być może jest też tak, że twoje leki jeszcze nie zaczęły w pełni działać (?), bo czasem zanim się „wkręcą” musi minąć 1-3 miesiące, druga rzecz (być może nie powinienem tego pisać ?:-/) czasem jest tak, że pacjenci, którzy zbyt szybko i chaotycznie podeszli do tematu walki z uzależnieniem od benzodiazepin i teraz cierpią, miotają się nie wiedząc co z sobą zrobić, wracają do małych, akceptowalnych, przez organizm i psyche dawek bdz, by następnym razem na spokojnie i z głową zaplanować swoje leczenie, znaleźć ośrodek, znaleźć odpowiedniego dobrego psychologa z uprawnieniami do prowadzenia psychoterapii uzależnienia i problemu pierwotnego, bo w przeciwnym razie można się nabawić tak jak swojego czasu ja zespołu stresu pourazowego i dojść do wniosku (mylnego), że nie da się odstawić „benzosów”
Coraz częściej myślę, żeby ze sobą skończyć. Detox nie przyniósł takich efektów jak obiecywali lekarze. Lęki są silniejsze. Do tego po detoksie wyszła mi połowa włosów, co też wpływa fatalnie na moją psychikę. Altualnie biorę Pregabaline, Ketrel, Hydro, Proplanolol, jak mam lęki Triapridal. Ostatnio na sen dostałam Mitragen. Ogrom tych prochów. A kiedyś brałam tylko Clrnaxen i Hydro. Więc jak jest lepiej, JAK? jak biorę tyle prochów. Pregabalina strsznie uzależnia. Puchnę po niej na twarzy, więc próbowłam odstawić i nie mogę. Nie wezmę to mam taką trzęsawkę i lęki, że takich nie miałam przy odstawieniu benzo. Masakra! Myśle, że jużtylko jedno mnie wyzwoli, bo nie mam siły walczyć z lękiem i okropnym samopoczciem. Benzo samo zło bo uzleżnia. A mnie uzależniła Pragabalina. Więc gdzie sens?
Chodzę z twarzą jak rozćpana żaba, bo nie jestem wstanie przestać brać Pregabaliny.Nie wiem co robić dalej, nie wiem ….
Basia, nie możesz tak mówić, ani nawet myśleć !!! Musisz zrozumieć, że farmakologia, w przypadku zaburzeń lękowych, związanych z nerwicą, fobią, zespołem lęku uogólnionego, czyli schorzeń nieorganicznych które nie są chorobami psychicznymi, powstałymi np na skutek zaburzenia biochemii mózgu, jego struktur, niedoboru jakiejś substancji, urazu fizycznego po wypadku, tylko są spowodowane np trudnym dzieciństwem, przykrymi wydarzeniami, negatywnymi, zwykle fałszywymi myślami, wyobrażeniami na swój temat, czy innych ludzi i innymi, nabytymi w ciągu życia cechami charakteru jest tylko dodatkową metodą leczenia (przynajmniej ja tak uważam)
Człowiek podobno rodzi się z psychiką czystą i „niezapisaną” ja biała kartka papieru, jego sfera psychoemocjonalna jest bardzo prosta, spontaniczna, jeszcze niezaadaptowana przez innych np rodziców, nauczycieli..Jak jest głody, to płacze, jak najedzony uśmiecha się, jak ma mokro, to krzyczy itd, jego osobowość na tym etapie dopiero zaczyna się kształtować, no i pojawiają się jakieś nakazy, zakazy, ocena rodziców, czasem zbyt negatywna, jesteś „taki i owaki”, albo „nie jesteś taki jak trzeba”, „powinieneś to, tamto”, no i lęku, niewiary można powiedzieć, że człowiek „uczy się”, a nawet zostaje w tym „wytrenowany” przez lata..Tak jak się tego uczy, to może się i oduczyć, odpowiednią pracą na odpowiednim „kursie” (psychoterapia), a leki są tylko metodą wspomagającą..
Nie wiem jacy lekarze obiecywali Ci, że sam detoks wystarczy i już (?!)
Basia, no tak, masz rację, długofalowo, to wydaje się i jest moim zdaniem niedopuszczalne, bo na logikę,zamieniasz 1, 2 leki na 4-5, choć nie które z nich, jak Propanolol, Mirtagen nie wpływają na pamięć, koncentrację (chyba ?), ale na organizm, wątrobę, czy inne narządu, to cholera wie (?)..Wiesz, ja wyznaje taką zasadę, przynajmniej w teorii, bo sam jeszcze pewne leki biorę, że leki należy brać w przypadku takich schorzeń, w których są one nieuniknione, a w przyp. nerwic, fobii wspomagająco do psychoterapii..i tak: benzodiazepiny (bardzo krótko lub tylko doraźnie i naprawdę w kryzysowych sytuacjach), leki antydepresyjne SSRI, neuroleptyki, normalizatory nastroju (kilka miesięcy lub dłużej, wg zalecenia lekarza, ale nie na zawsze) i wymiksowywać się z nich w miarę postępów psychoterapii..
Ogólnie, jestem też przeciwnikiem szybkiego odstawiania benzodiazepin bez wcześniejszego skrupulatnego zaplanowania dalszych, konkretnych działań takich jak terapia odwykowa oraz psychoterapia „problemu pierwotnego” (nerwica, fobia) szczególnie w przyp. osób z „podwójną diagnozą”, czyli uzależnieniem i jakimś zaburzeniem psychicznym, zwłaszcza, gdy osoby te zażywały benzodiazepiny latami i te mechanizmy nałogowe są u nich bardzo utrwalone..Ja nawet zastanawiam się, czy te osoby nie powinny odstawiać bdz bardzo wolno, nawet miesiącami, w miedzy czasie już podejmując jakieś konkretne działania terapeutyczne, choćby to na początku miało być tylko wsparcie psychologiczne, a nie praca nad problemem
Fajnie napisany tekst i garść przydatnych informacji, dzięki
Pozdrawiam Malwina
WARTO I O TYM PAMIĘTAĆ, ŻE.
___________________________________________________________________________
STRES / MIGRENA / BÓL GŁOWY TO RZECZYWISTY (PO CHWILI) SPADEK POZIOMU CUKRU WE KRWI. ♥♥♥♥♥
WSKAZÓWKA:
Szybko zjadamy porcję: RYŻ biały, KASZE (wszystkie do wyboru) lub WARZYWA strączkowe (fasola, groch, soczewica ew. zbyt tłusta soja).
Konsumujemy zatem tzw.
NISKIE WĘGLOWODANY TJ. DO 26% WZROSTU.
Mózg otrzymuje energię (węglowodany tj. biologiczne paliwo) i stabilizuje się w reakcjach. Poziom cukru wzrasta wolno, ale skutecznie (zwierzęta również).
Zobacz także:
ODPAROWANE WĘGLOWODANY TJ. DO STRUKTURY C.
___________________________________________________________________________
biorę praktycznie każde popularne opio. tramal, buprenorfinę, morfinę, oksykodon, heroinę, ostatnio próbowałam się zabić łącząc megawysoka dawkę czystej heroiny z fentanylem, ale nic mi się nie stało… taką już mam tolerancję. Wiesz, najgorsze jest to że wcześniej (ok.7lat) brałam je „na sportowo”, czyli od czasu do czasu, ale jak zachorowałam na raka, to od razu się ucieszyłam – w końcu nieograniczony dostęp do opio, jakich tylko chce. i mogę ich jeść dużo, bo i tak niedlugo umrę. Myślałam, że złapałam Pana Boga za nogi. ale jak na złość mój rak zżera mnie bardzo powoli, a ja się wwalam w coraz wieksze uzależnienie. Jak jestem trzeźwa (u mnie trzeźwośc oznacza taką dawkę opio, że nie mam skręta, ale nie czuje fazy) to nie myślę o niczym innym jak o naćpaniu się.
Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo Ci zazdroszczę decyzji o byciu czystym i pozostawaniu w trzeźwości.
Powiedz proszę, czy pamiętasz swój detoks (ten ostatni) i w jaki sposób schodziłeś z dawek, ile czasu to trwało, i czy po wyzerowaniu odczuwałeś jeszcze jakieś objawy abstynencyjne? Pytam bo odstawienie benzo jest podobno o wiele gorsze niż opiatów [nie jestem w stanie sobie nawet tego wyobrazic]. Jak to wyglądało z Twojej perspektywy? Bardzo się męczyłeś na detoksie?
serdecznie pozdrawiam Przemku
Cześć V., przepraszam, za zwłokę, ale święta, a od 3 dni ból zęba:( dzisiaj dopiero pierwsza wizyta u stomatologa, założył mi truciznę,dostałem antybiotyk, powiedział, że być może będzie musiał mi go usunąć, w życiu nie pójdę! :(. Piszesz,że brałaś 'sportowo”, czy „rekreacyjnie”, czy to oznacza,że w Twoim przypadku jak zaczynałaś brać cokolwiek z w/w środków nie było konkretnego powodu, byłaś osobą względnie szczęśliwą, zdrową, bez większych problemów życiowych, psychologicznych (lęk, niepewność, niska samoocena) ? Czy coś zadziało się negatywnego w Twoim życiu ? Nie musisz odpowiadać, tak pytam, z ciekawości, zastanawiam się od czego się zaczęło (?) czy ktoś Ci podał (?) Mam też jedno pytanie, czy w ogóle nie zależy Ci na swoim życiu, piszesz tak jakby było zupełnie bez wartości? Współczuję Ci bardzo choroby nowotworowej, jakie są rokowania? Czy to z powodu tego raka ogarnia Cię taki bezsens? Nigdy w życiu nie spotkałem osoby, która by się cieszyła z tego, że zachorowała na raka 🙂
Z innej bajki to powiem szczerze,że zawsze myślałem, że jest odwrotnie, że z benzodiazepin jest łatwiej wyjść nić uzależnienia o narkotycznych leków,czy heroiny, ale faktycznie na różnych forach spotkałam się z kilkoma stwierdzeniami osób,że jest ponoć jest odwrotnie hmm, więc sam już nie wiem. Pamiętam tak mniej więcej swój detoks, pozwól,że odpiszę Ci na blogu, zacząłem już pisać odpowiedź, ale zaczyna się robić z tego dłuższa opowieść,za długa na komentarz, więc daj mi chwilkę, to na dniach dokończę, to coś zamieszczę, a i inni będą może mogli skorzystać przy okazji..
ja również pozdrawiam ciepło
znalazłam dziś Twojego bloga, mam nadzieję, że da to ludziom do myślenia, zanim sięgną po bzd.
jestem uzalezniona od opioidów, mija 6 rok, nawet nie wyobrażam sobie odstawki po tylu latach. mam nadzieję, że uda Ci się pozostac trzezwym, trzymam kciuki. wesołych Świąt, wszystkiego dobrego.
Witaj, dziękuję bardzo za życzenia, ja Tobie też życzę udanej „reszty” Świąt! 🙂 Współczuję Ci uzależnienia od tych środków to silne substancje uzależniające (a co bierzesz tramal, tramadol, morfinę, coś z tych rzeczy? ) nie mniej jednak jestem zdanie,że z każdego uzależnienia można wyjść, choć to czasem pierońsko trudne, wymaga czasu, wysiłku, determinacji, ale w moim otoczeniu znam dwie osoby jedną 19 letnią dziewczynę, która wyszła z narkotyków, była na 1 rocznej terapii w ośrodku na Śląsku, teraz nie bierze nic, urodziła dziecko, wyszła za mąż, pracuje w Anglii i wszystko jest ok! Druga osoba,to facet, bardzo głęboko był uzależniony od heroiny, długo się leczył, ale udało mu się, teraz od lat czysty robi fachowe usługi poligraficzne, jest w tym świetny!:) Powiem Ci też,że każdy uzależniony, a mówię tu głównie o ludziach którzy biorą coś nie miesiące, a lata nikt z nich nie wyobraża sobie odstawienia substancji, może dlatego,że przez tak długi czas brana „wrasta” nam w ciało i psychikę, dlatego moim zdaneim potrzebna nam fachowa pomoc i stopniowe odstawianie. Nie wiem jak to jest w przypadku opioidów,ale z kolei ja będę trzymał kciuki za Ciebie!!!
Przemku i Olu, witajcie ponownie. Dziękuję za życzenia i odwzajemniam dla was obojga. Przemku, już tak mam, że jak jestem w kryzysie, „zamykam się jak ślimak w skorupie”. Olu, ja mam ten komfort, że mam prywatną działalność, nie jestem uzależniona od pracodawcy, jak mam kryzys, po prostu mam możliwość przejść to w domu, bez konsekwencji utraty pracy i zachowując prywatność-nie wszyscy muszą wiedzieć co się ze mną dzieje. Bliska rodzina oczywiście wie. Olu , ja życzę ci, abyś uwolniła się od estazolamu, znam tą benzodiazepinę, brałam krótko, ale na mnie słabo działała. Oczywiście, spróbuj w W-wie. Przemysław jest przykładem, ze można się uwolnić od tych diabelskich benzodiazepin. Pozdrawiam i pisz, jak się dalej tobie układa.
Cześć Jolu, masz działalność ?!:) Ekstra!! Prawdę mówiąc zazdroszczę Ci, ja do tej pory pracowałem na etatach, a teraz powiem szerzę, że od dawna marzy mi się i myślę o jakiejś działalność jak się zdrowie poprawi..Marzy mi się niezależność, żadnych kierowników nad sobą ,dyrektorów (tak miałem wcześniej)..W sprawie „ślimaka” i „skorupki” to przyszło mi do głowy, że może masz jakiś kryzys, wiem, wiem, lizanie ran w samotności, też tak mam, miałem sam nie wiem jak to jest teraz, ale powiem szczerze, że 8- 10 lat temu byłem bardzo skrytym człowiekiem, wszystko tłumiłem w sobie, emocje, uczucia, swoje myślenie, jak było mi źle to też uciekałem do „nory”, tak po prostu u mnie w domu było, mówiąc delikatnie mówienie o problemach, smutkach, lękach (nie po to, żeby się użalać nad sobą i je pielęgnować, ale po to by się z nich zwierzać i je rozwiązywać!) nie było w modzie, ani mile widziane..Liczył się tylko sukces, ja miałeś się czym pochwalić (np jakieś osiągnięcie w szkole) to było wszystko ok, a jak Ci coś nie wyszło, albo miało się jakąś chandrę, to lepiej było zejść z oczu, bo rodzice nie mieli ochoty, ani czasu słuchać, albo Cię gasili na wejście, mówiąc,że coś sobie „wmawiasz”,albo roisz..Teraz jest pod wieloma względami inaczej, dotyczy to na razie moich członków rodziny, kilku znajomych, ze względu na moją wciąż obecną nerwicę społeczną kontakty z innym ludźmi mam na razie „zamrożone” ..Masz rację, nie wszyscy muszą wiedzieć, choć na pewno znajdą się ludzie, którym warto będzie zaufać :), bo czasem trzeba się z kimś podzielić swoimi problemami
Jolu:)
Ja właściwie tez mam swobodę, bo również mam firmę, z tym, że w mojej firmie to ja uczę, i każda lekcja, wykład, to żródło dochodu, a każda odwołana lekcja to niestety strata. Jest to też takie 'dziwne ’ rozwiązanie, które chyba nie do końca sprzyja wychodzeniuz nałogu, gdyż do każdej lekcji staram się być perfekcyjnie rpzygotowana, i oczywiście łączy się to z wewnętrzym przymusem 'przepsania nocy”, bo oczywistym jest, ze po nieprzespanej nocy mój poziom językowy i intelektualny obniża się bardzo, bywąły już epizody, że z trudem byłam w stanie się wysłowić w czasie zajęć (i nie mówię już tylko o angielskim), i widac było, że mam za sobą 2 nieprzespane noce, bo broda mi się trzęsła…. Wiele razy sygerowano mi , (rodzina), że nie odstawię benzodiazpein wykonując właśnie taką rpacę, jaką mam.
Jolu, przeżyłas niesamowicie dużo, jak czytam o próbach samobójczych, włos jezy mi się na głowie!
Jesli chodzi o ślimaka – być może to objaw typowy dla osób takich jak my? Ja mam wielkie skłonności ku temu, nawet mąż niekiedy śmiał się ze mnie, że typową kobieta to ja nie jestem, bo pdoczas gdy inne potrzebują dzwoni,c wisiec na telefonie, wygadac się, ja zamykam się w sobie. Te święta spędziłam z rodzicami, lecz nie do końca byłam w stanie, i chciałam, nawiązac z nimi kontakt. mama dziwiła się, że można tak siedzieć samemu i mieć z tego przyjemność, a ja tak wolę jakoś….Coż, ogólnie mam uznała, że odkąd wróciłam te 5 lat temuz Kanady, jestem inną osobą. I niestety ma rację. Moje zamykanie się w sobie wpływa tez chyba na córeczkę i wielki mam żal do siebie o to. Gdy jestem w stanie melancholijmym, jub gorszym, drazni mnie twoarzystwo kogokolwiek, i niestety na nią się też to przekłąda, i potwornie mnie to męczy. Ale to efekt też życia domowego które jest takie, jak opisałam w poprzednim poście.
Nadal jestem pełna podziwu, ze tak się trzymasz. Czy możesz powiedzieć, co dodaje Ci sił, co Cię motywuje? Czy możesz napisac, co Ci w życiu sprawia radośc, jak często się cieszysz, ot tak, po prostu? Jak u Ciebie z emocjami, czy buzują, czy je zagluszasz? Bo samoanalizy to chyba wszysyc mamy już zaliczone.
Witaj ponownie, nawiązać chcę do twoich prób, nie prób samobójczych. Ja również raz w życiu to przeszłam…ale bez płukania żołądka i szpitala. Mianowicie połknęłam jednorazowo ok. 30-tu tabl. Lorafenu 2,5mg co daje 75mg lorazepamu…i nic. Byłam w takiej desperacji, żeby straszny lęk odszedł. Nie chciałam się zabić , tylko zasnąć nareszcie…przynajmniej na kilka dni. Dawka śmiertelna benzodwudiazepin, to ok. 50 g Więc granica bezpieczeństwa wysoka. Natomiast ty prawie otarłeś się o śmierć. Klomipramina jest bardzo niebezpieczna przy przedawkowaniu. Wziąłeś 75 g.Cud, że żyjesz. A ja, gdy chciałam na serio się unicestwić, kombinowałam Luminal-4g-dawka śmiertelna, co daje 4 opakowania. Lecz chyba Bog nade mną czuwał…bo nastąpiła poprawa nastroju, lęk odszedł…i się wycofałam. Jak to wspominam, to mam ciarki…co ja chciałam zrobić. Podsumowywując , człowiek w desperacji gotowy jest na wszystko i nic go nie powstrzyma…ale są chwile, że wszystko wydaje się beznadziejne i nie ma drogi wyjścia z problemu…a tu…może cuda się zdarzają…
Witaj. Dziękuję Ci bardzo za utworzenie tej strony, bardzo pomaga wiedza, ze inni tez zmagają się – i zmagali (na szcęście maja to już za sobą) z tymi problemami. Od urodzenia córki (7 lat temu) jestem uzależniona od estazolamu, zabawne, bo dawka niewielka ( 2 mg= jedna tabletka), ale zredukowanie jej choćby do połówki uruchamia we mnie wszystkie chyba możliwe reakcje odstawienne. ( dzisiaj własnie takiej doświadczam – powód -opóznienie w realizacji recepty – siła nałogu , a właściwie tych rekacji, mnie przeraża). Plus Zopiclone (Immovane) niestety…1 tabletka 7.5 mg na noc -.Moim największym problemem, od którego wszystko się zaczęło jest insomnia (po urodzeniu córki nie spałam 6 nocy pod rząd – w ogóle, i tak się to zaczęło). Nie da się, niestety, zyc bez spania, szczególnie rpacując umysłowó. Mam za sobą 3 próby odstawiania leku na własną rękę – z czego jedna za pomocą mianseryny – niemal się wtedy udało (polecam, choc mianseryna robi na kilka dni z człowieka warzywko) , ale okoliczności zmusiły do powrotu do leku.Napiszę jeszcze, i będę tutaj. serdecznie pozdrawiam, Ola
Witam serdecznie. Z uwagą czytam nadal. O sobie wspomnę, że miałam okropny kryzys po odstawieniu wszystkich psychotropów. Lęk, bezsenność i myśli samobójcze…trwało od 16-tego pażdż. do 16-tego listop. Wytrzymałam. Miesiac funkcjonuję normalnie. Mija 5-ty m-c od odstawienia lorazepamu. Mam jednak chwile kilkakrotnego niepokoju, uczucia zagrożenia. Zdaję sobie sprawę, że nerwica depresyjna…ot tak sobie nie minie. Jestem na to przygotowana. Cieszę się i mam satysfakcę, że do benzodiazepin nie wrócę. Pozdrawiam serdecznie. Spokojnych Świąt ci życzę i Szczęśliwego Nowego Roku !
Gratuluję Ci, Jolu , że wytrwałaś! To naprawdę wielka rzecz. Nie ukrywam, że chciałabym miec Twoją siłę, niemniej nie ejstem sobie w stanie wyobtazic prowadzenia niełatwym zajęć i wykładów w opisanym przez Ciebie – i niestety dośwaidczanym również przeze mnie w chwili odstawaniani leku – stanie. Wciąż czekam na dogodny moment by zacząc redukcję, ale w moim przypadku musiałabym na ten okres zrezygnowac z pracy. Czy Ty dawałaś radę praować w tym okresie?
Pozdrawiam wszystkich serdecznie, i jeszcz eraz grauluję Wam obojgu… PS Myślę o tmy instytucie Neurologii i Psychiatrii w Warszawie – może to jest nadzieja?
Ola
Cześć Olu, cześć Jolu!! Witam Was obie! 🙂 (dzięki Jolu za życzenia Bożonarodzeniowe i Noworoczne!) ja też życzę Wam obu spokojnych Świąt i Szczęśliwego Nowego! i przede wszystkim przyszłości bez leków! Jola Ja również GRATULUJE! Zawzięta z Ciebie sztuka, widać u Ciebie determinację i że po prostu nie chcesz już brać! Ale dlaczego nic nie napisałaś, że masz kryzys? ze Ci ciężko?..
Nie mówię,że coś zaradzę:), ale czasem samo wygadanie się, albo „opisanie”, kontakt z drugim człowiekiem przynosi ulgę, tak nam nieraz radzili, szczególnie na terapii odwykowej.. Chcę też, żebyś wiedziała, że nawet jakbyś sięgnęła ponownie po leki (czego oczywiście Ci nie życzę i do czego nie namawiam!) to pisz, nie przejmuj się, nie od razu Kraków zbudowano, nawroty w tej chorobie się zdarzają, szczególnie na początku, później coraz rzadziej.
Pisząc nawroty, nie mam na myśli od razu „zaćpania”, bo nawrót to właśnie taki kryzys, który może zakończyć się powrotem do nałogu, ale nie musi..Oj chyba przydałaby Ci się jakaś dobra psychoterapia, nawet taka dochodząca indywidualna (ambulatoryjna) w jakimś ośrodku leczenia uzależnia od alkoholu,czy poradni, może macie coś takiego w swoim mieście ?? Walczysz sama, a nie musi tak być, zarówno nerwica, jak i uzależnienie od leków to choroba, warto czasem skorzystać z pomocy
Powiem Ci szczerze, że Lorafen, to kawał skur…czysyna! Już w 1995 r, jak byłem na klinicznym oddziale leczenia nerwic jedna z lekarek wypowiadała się o nim negatywnie, że dużo ludzi się uzależnia, okazało się wtedy, ze Xanax także, w ogóle Clonazepam, Lorafen, to chyba „trójca” leków o dużym potencjale uzależniającym .
.Olu H., dziękuje Ci za komentarz, pozytywne słowa w sprawie mojej stronki, bloga, sporo osób tu zagląda, ale miło wiedzieć, że ktoś zatrzymuje się na dłużej i coś tam przeczyta..mając tą świadomość mam motywację, żeby pisać dalej..Współczuję Ci tej bezsenności i uzależnienia, czy wiesz dlaczego nie spałaś wtedy przez 6 nocy? Czy to była jakaś organiczna przyczyna? Czy coś może natury psychicznej (lęk, niepokój) ? Estazolam z tego co wiem też niestety uzależnia, leki nasenne nowej generacji, który miały nie uzależniać typu Zolpidem (Stilnox) Zopiclone (Imovane) też uzależniają 🙁
Witaj. Tak, myślę, że przycyzny są mi znane, urodziłam wtedy wyczekaną córkę, było to w Kanadzie…a ja z natury jestem perfekcjonistką, plus osobą bardzo wrażliwą, i urodzenie córki wywarło na mnie tak niepojęcie ogromne wrażenie (chyba wynik tej wrażliwości), i poczucie odpowiedzialnści (z kolei efekt perfekcjonizmu, że nie byłam w stanie spać. Duża rolę odgrywał zapewne strach, że nieodpowiednio zajmę się córką, że coś się stanie….Inna sprawa, że epizody z bezsennością miewałam już wcześniej, zwałszzca zas w ciązy, a 10 lat wcześniej (Marte urodziłam mając 32) miałam również depresję, ale nie aż taką zaawansowaną.
Niestety muszę kończyć bo zajrzałam tu na chwilkę a zaraz zaczynam zajęcia z uczniami, ale będę się odzywac Estazolam uzależnia, choc osobiście tez uważam że najgorsze są te leki na bazie xanaxu, i ze 2 razt zdarzyło mi się wziąć (przed lotem, których boję się panicznei, ale latam) i nigdy więcej.
Będę z powrotem, życze Wam miłego dnia!
W Kanadzie dostęp do leków jest brdziej ograniczony
Witaj Olu, no tak właśnie dopytuję o przyczyny, bo z tego co obecnie wiem „pod” tymi lekami, tzn dokładniej mówiąc pod uzależnieniem od nich „coś” tam zwykle jest, jakaś nerwica, jakaś depresja, niska samoocena, właśnie wrażliwość, bezsenność, czyli objawy jakichś naszych wewnętrznych problemów, konfliktów, których zwykle nawet nie jesteśmy świadomi..Piszesz o swoim perfekcjonizmie.., no coś na ten temat niestety wiem! 🙁 Jestem, a raczej byłem 100% perfekcjonistą, zostałem tak wychowany przez swoich rodziców (a oni pewnie swoich) Staram się wyzbyć tej cechy jak mogę, pracując nad tym na terapii i tak ogólnie obniżyć swoje wymagania w stosunku do siebie, ale różnie mi to jeszcze wychodzi. Wbrew pozorom 100 % perfekcjoniści, tacy w każdym calu mają po prostu trudne życie (przynajmniej moim zdaniem), zero prawa do pomyłek i błędów, zero prawa do słabości, wszystko musi być zrobione na maksa, na 100 %, a jak jest na 80 %, albo 65% to jest tragedia i rozpacz, „wszystko, albo nic” myślenie zero-jedynkowe (czarno-białe) czyli albo jestem idealny, albo beznadziejny, nic pomiędzy, to moim zdaniem jest przyczyną wielu frustracji. Teraz sobie tak myślę, że można DĄŻYĆ do perfekcjonizmu w jakiejś określonej jednej dziedzinie może dwu, nie wiem, albo po prostu starać się robić coś dobrze..Może to być praca (?), aby być dobrym w tym co się robi,mieć specjalność, no wiadomo, że nasze dzieci!. Są naszym całym światem i są najważniejsze, ale nie czarujmy się, są dziedziny do których można się mniej „przykładać” i angażować, a dać za to sobie trochę więcej przestrzeni i luzu, co Wy na to??..100% perfekcjoniści prowadzą moim zdaniem życie cały czas „na baczność”, a przecież jesteśmy tylko ludźmi..Olu, a ile masz dzieci bo tak do końca nie zrozumiałem? Czy Ty mieszkasz w Kanadzie?
Witaj
Przepraszam, że odpisuję tak pózno, ale byłam u rodziców na święta i na sywlestra, niestety w niepełnym składzie, i nie miałąm dostępu do Internetu, inna rzecz, że miałam bardzo dużo pracy w te wolne dni (tłumaczenia medyczne, 60 stron abrdzo skompplikowanego tekstu) i trochę w tym siedziałam.
Nie, nie jestem już w Kanadzie, jednym z powodów powrotu po 7 letach był właśnie mój opłakany stan. A kolejnym – a równocześnie chyba powodem mjego opłakanego stanu był alkoholizm męża. Pytałeś o nerwice…cóż, powiem tak, jestem dzieckiem alkoholika, i, jak to klasycznie bywa, żoną alkoholika. Zaleczonego alkoholika, ale jego alkoholizm chyba właśnie uczynił ze mnie taką osobę, jaką obecnie jestem, co do dzieciństwa, nie wnikałam chyba jescze w to, na ile picie ojca i związana z tym psychiczna nieobecnośc matki miała wpływ na mój rozwój – być może powinnam się temu przyjrzeć, ale może nie mam siły na tą konfrontację, a może myślę, ze cokoliwiek bylo przycyzną obecnego moejgo stanu, i tak to tego stanu nie zmieni, bo zmienić moge go jedynie ja, może z pomoca psychoterapii.
Zabawne, bo gdy poznałam mojego obecnego męża, jakimś cudem nie zdałam sobie na początku sprawy z tego, że jest alkoholikiem…biorac pod uwagę dzieciństwo i wyczulenie na pewne sygnały, jest to wręcz absurdalne…Ale własciwie nie wiem, czy o tym powinnam pisać w blogu traktującym jednak o czymść innym. Gdy urodziła się Marta (mam jedną córeczkę), mąż poczuł się odstawiony na dalszy plan (a jako alkoholik i osoba dość narcystyczna i również bardzo wrażliwa, uwagi tej wciąż potrzebował i miał ją do tego momentu), wchodził w długotrwałe ciągi – a pracował wówcas w restauracji, gdzie picie było na proządku dziennym. Do domu wracał pijany, szedł spać, wstawał już pijany lub na kacu, którego od razu leczył kolejną dawką alkoholu, szedł do restauracji, ja zostawałam z płaczącą (CAŁE DNIE) małą. Nie było dziadków, rodziców. Nie spałam, byłam wykończona, zaczęłam brać leki. W męzu stało się coś strasznego, zupełnie zobojętniał na wszystko, pamietam sceny naprawde przerażające, gdy wiłam się po dywanie z bólu przy grypie żołądkowej, czy nawet już w wyniku syndromów odstawiennych (jest to naprawde coś dla mnie ptowornego), a podążał za mną jego cyniczny wzrok…nie reagował, kiedyś był zupełnie inny.
Były próby przemocy cielesnej, jednak jest to nic wobec psychicznej.
Jestem z nim nadal, bo wiedziałam, że jeśli zostawię go po powrocie z Kanady (wóciłam sama z córką gdy już wiedziałam, że albo wrócę do rodziny która mnie kocha, albo któegoś dnia stanie się coś bardzo złego), prawdopodobnie nie da sobie rady – tak naprawdę bardzo nas kochał – i kocha. Wiem – typowe tłumaczenie osoby współuzaleznionej, choć na pewno nie 'kochającej za bardzo”, bo nie był mi on już w tym momencie potrzebny, chciałam być sama, bez niego – ale wydawało mi się, że nie mogłabym udzwignąc poczucia winy związanego z zostawieniem chorego człowieka…przecież alkoholizm to choroba.
Dodam może, że teraz, od powrotu z kanady (5 lat temu) mąż ograniczył picie, choć nie zrezygnował z niego; stał się też w związkuz tym zupełnie innym człowiekiem – teoretycznie powinna to być zmiana na „lepsze” – choć to zależy, jak kto to postzrega. Stał się odpowiedzialny, dorosły i…zimny, obojętny, jakiś pozbawiony emocji.(czy to możliwe że to efekt odstawienia, tudzież znacznego ograniczenia alkoholu???)
Ja jestem osobą bardzo emocjonalną. Treaz przywykłam do zycia w emocjonalnej lodówce (jak ja to nazywam), emocji we mnie nie ma na zewnątrz, zapewne to też przyczynia się do nałogu – tłumienie emocji. Stałam się konkretna, nie usmiecham się, nie 'żyję’ gdy jestem w domu, u jego boku. Żyję, gdy go nie ma. Wtedy jestem inna, odktywam że życie może być inne, że mozna się smiać. Powoli staram się budowac swoje własne zycie z nadzieją, że gdy mała podrosnie, uporządkuję te sprawy – ucze się od roku na własną rękę hiszpańskiego, myslę o zamieszkaniu kiedyś w Hiszpani, zresztą trochę tez podróżowałam na własną rękę…
Zdałam sobie sprawę, że pisze nie na temat. Bardzo Was za to przepraszam. Przemek tak rzeczowo wypowiada się na temat nałogu, walki z nim…a ja zanudzam Was moim zyciem prywatnym.
Co do dychotomicznego postrzegania świata….kilakanscie lat temu (teraz mam 38) rozkoszowałam się czytaniem książek Junga, Groffa, Eliade, innych psychologów i antropologów, i bardzo wiele wiedziałam – i chyba nadal sporo wiem o wielu mechanzmach, również tych podświadomych, archetypy i podsadomość, symbolizm, to były moje koniki, i prace magisterksą, a potem doktorską, tez pisałam z tej perspektywy. Ale perfekcjionizm – masz rację Przemku, to nasz wróg. ja wciąz staram się wszystkim, ale chyba głownie sobie, udowadniać, że mogę więcej, lepiej….temu zachowaniu sprzyjała neistety dezapropabata moje teściowej wobec mnie (mimo że uratowałam jej syna, ale ona do tej pory drzuca w ogóle myśl o tym, że on miał przez jakieś 18 lat probemy, choc wiedzieli o tym wszyscy wokół, a na jej oczach potrafił się upic, co ona komentowała stwierdzeniem że jest po prostu zmęczony :)))))), dezaprobata i neichęć spowodowana tym że…nie gotuję.a za to pracuję umysłowo Dużo by mówić.
Dodam może jeszcze, że podobnie jak Jola, mam swoją firmę (małą szkołe językową którą, z uwagi na ten neiszczęsny perfekcjonizm, prowadzę sama), z tym że ja mam tak, że bardzo rzadko pozwalam sobie na odwoływanie lekcji, właśnie dlatego, że, jak Przmeku pisałeś, postzregam to jako swoją słabośc i zawsze sobie mówię (głupio) „jak to, ja nie dam rady? Dam rade muszę”
Pozdrawiam, przepraszam za takie rozgadanie, święta jakoś sprzyjają depresji i przyznam, że osttanie 3 tygodnie to trudny był dla mnie czas, i leki tez kusiły bardziej, a pewnego dnia – i było tych dni 4, były po prostu ucieczką od rzeczywistości, której nie chciałąm widzieć. Świadomie.
Cześć Ola, umówmy się, że jako osoba uzależniona od leków (lekomanka) możesz na tym blogu pisać co chcesz, ok? Dotyczy to zresztą wszystkich, którzy mają ten problem lub kogoś uzależnionego w rodzinie itd. To wszystko co napisałaś o swoim życiu jest jak najbardziej na temat (przynajmniej moim zdaniem), gdyż leki są jedynie „wierzchołkiem góry lodowej”, czyli substancją, która tłumi przykre objawy lęku, napięcia, rozluźnia, pomaga zasnąć..a objawy z kolei pochodzą z twojego życia, jakiejś nerwicy,a ta z kolei z twoich problemów, z mężem, z sobą, czyli jak najbardziej na temat :)..
Nie jestem psychologiem,ale wygląda na to, że jesteś typowym dorosłym dzieckiem alkoholika (DDA) i pewnie terapia DDA była by dla Ciebie najodpowiedniejsza (?), a dla twojego męża pewnie terapia uzależnienia od alkoholu, a później praca nad własnym rozwojem..
Ośrodki terapii uzależnienia od alkoholu występują zwykle pod „szyldem” leczenia uzależnienia od alkoholu i współuzależnienia, no i to współuzależnienia dotyczy moim zdaniem osób związanych bezpośrednio z uzależnionym (zony alkoholików, mężowie alkoholiczek, matki, ojcowie itd) Ja np. jestem „trzeźwym” uzależnionym, moja żona współuzależniona (także córka osoby nadużywającej alko-)
To, że wybrałaś na męża alkoholika nie dziwi mnie, przypuszczam,że powielasz z mężem znany Ci „model, schemat” rodzinny (nie Ty jedna), czyli wzór relacji damsko-męski wyniesiony z domu, czasem przekazywany nawet przez pokolenia, po prostu taki miałaś wzór (dotyczy to pewnie też zdrowych rodzin)
Moim zdaniem alkoholizm twojego ojca miał duży wpływ na twój rozwój, ale nie tylko jego alkoholizm, także tak jak piszesz, nieobecność twojej mamy, która pewnie była ciągle skoncentrowana na ojcu, ratując go z różnych „opresji”, a mniej uwagi i czasu poświęcała swojemu własnemu życiu, temu co lubi, czym się interesuje, Tobie, a przecież kontakt z matką, dla dziewczynki, później nastolatki jest bardzo ważny, ponieważ utożsamia się ona właśnie z nią. Taki rodzaj rezygnacji z własnych potrzeb, poświęcenia się na rzecz drugiego człowieka przekazała pewnie tobie. Druga sprawa, że być może to był dla niej sposób leczenia własnych, kobiecych kompleksów, nieświadomego dowartościowywania się. (taki mechanizm psychologiczny) Tylko,że ..cd mojego komentarza pod wpisem „uznanie bezsilności..” ( chce trochę proporcjonalnie rozłożyć treść)