cd.. w lekomanii, skala tego, co kto z uzależnionych jest w stanie zrobić dla zdobycia upragnionej substancji sądzę, że jest zależna od kilku różnych czynników które są zbiorem jej cech indywidualnych charakteru, sumienia, systemu wartości, norm moralnych, zaawansowania choroby (uzależnienia), rodzaju nałogu, tak, czy siak, granica ta stopniowo przesuwa się w kierunku coraz bardziej niebezpiecznym, gdy choroba postępuje. Pamiętam 26 letniego narkomana, jednego z moich współtowarzyszy z pokoju, na jednym z oddziałów
detoksykacyjnych na którym byłem, bardzo zniszczonego i przeraźliwie chudego, miał łóżko przy oknie, czuł się kiepsko, był pobudzony, miał różne bóle.. Któregoś razu założył się z kilkoma alkoholikami detoksu, że za dwie ampułki tramalu załatwi im butelkę alkoholu i wniesie do szpitala..
Chłopak skombinował jakąś bluzę i spodnie (był w piżamie), nie wiele myśląc wyskoczył przez okno z 1 piętra (był jeszcze parter i piwnica, której małe, górne okna wystawały do połowy, ponad chodnik), przebrał się, przebiegł przez trawnik, przeskoczył przez wysokie ogrodzenie, poleciał do “ruskich” na rynek, kupił butelkę, po czym wrócił tą samą drogą jakby gdyby nigdy, nic..
degradacja uczuć wyższych
Nieleczone uzależnienie od leków, jak każde inne uzależnienie może doprowadzić z czasem do znacznego zubożenia systemu wartości, stopniowego zaniku uczuć wyższych, rozluźnienia norm, izolacji społecznej..Człowiekowi przestaje zależeć na czymkolwiek i kimkolwiek, z czasem przestaje nawet odczuwać różne uczucia, które zostają sprowadzone tylko do dwu skrajnych stanów : cierpienia i ulgi
Zdobycie tabletki będzie najważniejszą rzeczą dla osoby uzależnionej , już nawet nie po to by poczuć się szczęśliwym, by poczuć się dobrze, ale po to, by nie czuć się źle..
Na pewnym etapie pojawiające się cierpienie, lęk, głód, panika, gdy leku zabraknie jest już tak duże, że trudne, a nawet niemożliwe do wytrzymania..
Nie są to bądź co bądź działania wyrachowane, zaplanowane, to konsekwencje postępu choroby (uzależnienia) jak i też nieleczonych „problemów pierwotnych” np. nerwicy (tak było w moim przypadku) Benzodiazepiny jak wiadomo działają tylko przeciw objawowo, nie leczą przyczyn
napady agresji, autoagresji
Któregoś razu, podczas jednej z moich licznych, niefachowo i nieumiejętnie przeprowadzonych na własną rękę, nieskutecznych prób odstawiania leku (okres zażywania Clonazepamu), nie myśląc trzeźwo i racjonalnie, w poczuciu beznadziejności straciłem panowanie nad sobą, wpadłem w złość kopnąłem z całej siły w spód drewnianej kuchennej szafki nie zważając na to, że na nodze mam tylko materiałowy kapeć..
Konsekwencja (?!) = złamany duży palec u stopy, no i gipsowy but na bodajże 2 miesiące. Do tej pory palec jest lekko skrzywiony .Pamiętam, że w tym okresie zdarzały mi się inne napady dziwnej złości i trudnej do opanowania agresji, kierowanych na szczęście tylko do przedmiotów „martwych”..
U mnie ten proces na skutek rozpoczęcia leczenia i terapii został w porę przerwany i nie zdominował całego mojego życia, ale jeszcze „parę chwil” i gdyby nie szczęśliwy splot wydarzeń.., gdyby nie pomoc specjalistyczna, wsparcie rodziny to ten proces na pewno by postępował i Bóg jeden wie, jakby to się skończyło (?!)..
brak szacunku do siebie samego
Mam tu na myśli takie negatywne uczucia i emocje jak niskie poczucie wartości, które i tak jest zwykle niskie u osób uzależnionych, ale też złość, irytacja, frustracja, uczucie bezradności, związane z poczuciem braku swobody i wolności wynikającym z zależności od substancji, ogólnie negatywne myślenie na swój temat, spowodowane świadomością uzależnienia od “małych” tabletek i przymusem ich ciągłego przyjmowania, posiadania, zdobywania..
ciężar zależności
Oczywiście nałóg jest ciężarem dla każdego chorego (i jego bliskich) w szerokiej perspektywie, ale w tym podpunkcie ja mam na myśli dosłowne znaczenie tego słowa, czyli te uciążliwości z praktycznego punktu widzenia Kiedyś kolega pracujący w Anglii, w okresie szału emigracyjnego Polaków do tego kraju, zaprosił mnie do siebie w odwiedziny, nawet namawiając mnie do rozważenia podjęcia tam jakiejś pracy, oferował nawet pomoc. Oczywiście odmówiłem z różnych przyczyn, ale też pamiętam ,że później w nocy zastanawiałem się ile opakowań Clonazepamu, Xanaxu lub Cloranxenu musiałbym zabrać z sobą, by starczyło mi na jakiś czas (?!) jak bym je przewiózł przez granicę i czy w związku z tym nie zostałbym wzięty za ćpuna, przemytnika, dealera (?!) widziałem oczami wyobraźni jak jestem kontrolowany na lotnisku i w pewnym momencie zaczynają mi się wysypywać z bagażu pudełka z lekami..
Gdyby to był wyjazd w okresie uzależnienia od Clonazepamu, na okres dajmy na to 7-8 miesięcy (by wyjazd się opłacił), to przy mojej ówczesnej tolerancji w trakcie zażywania wysokich dawek dochodzących nawet do kilkunastu tabletek Clonazepamu mogłaby to być średniej wielkości walizeczka, taka jaką noszą biznesmeni, pracownicy umysłowi do biura (dyplomatka, aktówka) lub spory kuferek lekarski, a może nawet dwa, gdyby wyjazd się przedłużył do 1.5 roku (?!) Skąd bym w ogóle zdobył taką ilość (?!) A co by było, gdyby już na miejscu w UK ktoś mnie napadł i ukradł mi np bagaż i wraz nim leki?!! No i tu żarty się kończą !! Bo jak ktoś przyjmuje taką dawkę leku uspokajającego dziennie, do tego jest w obcym kraju, to przy nagłym odstawieniu takiej dawki może dostać ostrego zespołu abstynencyjnego nawet z padaczką włącznie, co bez odpowiedniej opieki lekarskiej może skończyć się nawet śmiercią! Można więc śmiało powiedzieć, że jest to swoista „kula u nogi” dla człowieka
zahamowanie procesów poznawczych i naturalnego rozwoju wewnętrznego
Przez 14 lat mojego uzależnienia od leków uspokajających (benzodiazepin) fobia społeczna, na którą cierpię od dawna i z powodu której psychiatra przepisał mi pierwszą tabletkę Clonazepamu nie znikła, nie została wyleczona ani o trochę!! a moja pewność siebie opierała się jedynie na “konstrukcji, podstawie” z leków, która została silnie zakorzeniona w mojej psychice, stała się jakby fundamentem.. Przez wiele lat nie podejmowałem właściwego leczenia, bo „jakoś” na tabletkach było, moja samoocena przez ten czas była tak samo niska jak na początku, ale leki działając na początku bardzo silnie i skutecznie na przykre objawy mojej nerwicy poprawiły moje samopoczucie, dodały odwagi, dały ILUZJĘ wyzdrowienia..
Lecz prawda jest taka, że leki z tej grupy może są pomocne w początkowej fazie, ale w ogólnym wymiarze i dłuższej perspektywie NICZEGO NIE LECZĄ!! Nie leczą przyczyn nerwicy, fobii, natręctw, stanów lękowych w depresji !! działają jedynie na objawy, pomagają przetrwać na początku trudne chwile, “ból”, ogarnąć trochę różne sprawy, przykre emocje lecz są przeznaczone do stosowania krótkiego lub tylko doraźnego, a dalsze leczenie powinno odbywać się na gruncie psychoterapii i farmakologii, lecz tej nieuzależniającej.. Tak jak choroby organiczne, te cielesne leczy się oddziałują na ciało (lekarstwa, zabiegi, operacje itd) ,tak lęki, napady paniki, fobie, stany depresyjne , czyli objawy natury nieorganicznej leczy się głównie oddziaływaniem na psychikę, pracując nad zmianą niezdrowych wzorców myślowych i przekonań,a w konsekwencji zmiany zachowań..To one są zwykle powodem naszych obaw, leków, napięcia
Leczenie nerwicy miesiącami, latami, przy użyciu samych benzodiazepin, można by przyrównać moim zdaniem do leczenia stopy w której tkwi wbity gwóźdź zastrzykami z morfiny..Jest to dobre na początek, ale prędzej, czy później trzeba będzie udać się do chirurga i usunąć obce ciało ..cdn
Zobacz następny wpis pt:
„Konsekwencje uzależnienia od leków, skutki lekomanii – cz.IV”..