Zastanawiałem się ostatnio, jaki temat poruszyć w dzisiejszym wpisie (?) Pomyślałem, że może warto by napisać o niektórych pozytywnych rzeczach, których doświadczyłem ostatnio. Właściwie to doświadczam co jakiś czas, co jest efektem leczenia mojej lekomanii oraz terapii zaburzeń lękowych, które wg mojej oceny wreszcie są leczone jak należy.
Nie jest to Bóg wie co, dlatego nie zawsze o tym pisze, ale drobne pozytywne zmiany rozłożone w czasie, których człowiek nie rejestruje na co dzień, zwłaszcza, gdy jest / był chorobliwym perfekcjonistą. Zmiany te jednak z upływem czasu składają się na większa całość i zaczynają stawać się wartością
Z tego co dotychczas zaobserwowałem tempo leczenia uzależnienia od leków – lekomanii dla poszczególnych osób jest sprawą bardzo indywidualną i zależy moim zdaniem naprawdę od wielu czynników. Są nimi np: poziom świadomości choroby pacjenta (uzależnienia), rodzaj i skala „problemu pierwotnego” (powodu rozpoczęcia brania), długość okresu zażywania leków BDZ, wysokość dawki, wiek uzależnionego, bagaż jego negatywnych doświadczeń, choroby współistniejące, dostępność do fachowej terapii, doświadczenie lekarzy, terapeutów, a przede wszystkim poziom ich wiedzy (lub jej brak) na temat leczenia lekomanii, Tak, tak, niestety u wielu psychiatrów i terapeutów w Polsce z tym jeszcze bardzo słabo.
Jeśli chodzi o moją historię, to jak wiele osób cierpiących na uzależnienie od leków również ja przez lata stosowania benzodiazepin uległem iluzji, że BDZ uleczyły moją nerwicę na zawsze, na tyle trwale, że o niej zapomniałem. Niestety, po całkowitym ich odstawieniu, przekonałem się, że tak naprawdę tylko ją „uśpiły” a same w sobie dołożyły mi więcej kłopotów.
Nawrót fobii społecznej zapoczątkowanej doświadczeniem w wieku nastoletnim aktu wielokrotnie powtarzanej przemocy grupowej psychicznej (i fizycznej), rówieśniczej spotęgowany przewlekłymi symptomami odwyku benzodiazepinowego po wielu latach brania leków, jak również pojawieniem się bardzo silnej agorafobii z symptomami zespołu stresu pourazowego (PTSD) był czymś dla mnie bardzo zaskakującym i traumatycznym
Stan ten sprawił, że prawie przez półtora roku, a nawet dwóch od odstawienia BDZ ciężko było mi wychodzić z domu, przestałem jeździć samochodem, jak również wycofałem się z życia społecznego na długo. Po kilkunastu latach używania chemii (leki BDZ) przekonałem się, że tak naprawdę leczenie fobii (zaburzenia osobowości typu unikającego) muszę zaczynać od początku co jak co, już w dość dojrzałym wieku, a te początki były dla mnie bardzo trudne.
Niestety, ale perfidia lekomanii w odróżnieniu od klasycznych nałogów polega na tym, że możemy ją lepiej ukrywać (wiele lat) przed innymi, a przede wszystkim przed sobą, jakoś funkcjonując, zachowując pozory normalnego życia, oszukując się, że przecież nic takiego się nie dzieje.
Pułapka tego rodzaju uzależnienia jest tym większa, że lekomania nie niszczy szybko, lecz rujnuje nas powoli, doprowadzając do gorszych negatywnych konsekwencji. Na tyle powoli, że czerwona lampka ostrzegawcza nie zaczyna migać wcale. Z tego „lekowego snu” budzimy się często po kilkunastu, kilkudziesięciu latach (o ile w ogóle), gdy nałóg „wypluwa” nas już w kiepskim stanie, gdy mamy więcej lat, więcej chorób współistniejących, a nałogowe nawyki są bardzo utrwalone. Brak w Polsce odpowiedniego wparcia medycznego dla poszkodowanych, dedykowanego lekomanom leczenia jest dodatkowym utrudnieniem, które spowalnia leczenie
To tak w wielkim skrócie.. Dziś, jazda samochodem po mieście nie sprawia mi już wielkiego kłopotu i choć nie jeżdżę codziennie i nie wyzbyłem się wszystkich lęków, to raczej sprawnie się przemieszczam, tam gdzie chce, w aucie czuje się raczej pewnie. Podobnie jest z rowerem na wiosnę, czy lecie, który także bardzo lubię.
Mieszkam w wieżowcu, na 5 piętrze i powiem szczerze, ze w okresie poodstawiennym przez pierwsze kilkanaście miesięcy agorafobia była tak silna, że bałem się wyjść na klatkę schodową, czy zjechać na dół windą, bojąc się, że wpadnę w panikę, nie będę w stanie wrócić do domu o własnych siłach, zemdleje i zrobię z siebie pośmiewisko. Będą mnie sąsiedzi, lokatorzy wypytywać, co się z mną dzieję, co tylko pogorszy sprawę. Miałem w głowie masę negatywnych, przerażających scenariuszy.
Teraz powiem szczerze, że sam zagajam co po niektórych sąsiadów, gdy kogoś spotkam po drodze lub gdy jestem na spacerze z psem, bo lubię z kimś pogadać. Osiedle jest dość duże (Osiedle Centralne) i tu coraz więcej osób ma psy. Co tu dużo mówić, jest już na osiedlu mini subkultura czworonogów i ich właścicieli, którzy lubią się spotykać i rozmawiać, wymienić doświadczenia, co jest moim zdaniem fajne i zdrowe. No bo spacer na świeżym powietrzu (świeżym umownie) jest ogólnie zalecaną aktywnością, a jeśli ktoś dodatkowo ma cukrzycę i dużą nadwagę jak ja, to ma podwójne zalecenie.
Chciałbym dziś wspomnieć też o jednym ważnym dla mnie fakcie, otóż jakiś czas temu udało mi się namówić jedną dziewczynę o której pisałem na blogu przytaczając jej wypowiedź (Natalia – wpis „Lekomania – pytania i odpowiedzi”) na pobyt na Oddziale Leczenia Zespołów Abstynencyjnych (OLZA) w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Napisała do mnie kiedyś na bloga z prośbą o jakąś pomoc, poradę, będąc uzależnioną od Xanaxu (Alprazolamu) w dawce ok 4-5 mg / dziennie. Była tam aż 2 miesiące, korespondowaliśmy przez ten cały czas (Facebook , Messenger).. Nie było łatwo, bo cierpiała na bardzo silne bóle głowy migrenowe, choć mogły to być także polekowe objawy odstawienne, które imitowały bóle migrenowe ( do końca tego nie wiadomo).
W końcu udało się jej wyzwolić, z czynnej lekomanii, odstawić benzodiazepiny do zera. Po detoksie trafiła do Ośrodka Terapii Uzależnienia od Alkoholu w moim mieście do którego ja uczęszczam na psychoterapię indywidualną, w którym odbyła 6 tygodniową terapię uzależnień. Miała taką możliwość (nie każdy lekoman ją ma), ponieważ zdarzało się jej również nadużywać alkoholu, gdy zabrakło leków, więc zastała zakwalifikowana i przyjęta na turnus jako lekomanka – alkoholiczka (krzyżowe uzależnienie)
W ośrodku mieliśmy okazję się spotkać i poznać „face to face”. Przez cały jej pobyt odwiedziłem Ją w sumie 3 razy (przy okazji własnej terapii), przegadaliśmy tam kilka godzin o lekomanii, fobii, terapii uzależnień jak i różnych głupotach siedząc na świetlicy przy herbacie. Poznałem też kilka innych osób z ośrodka, jej znajomych.
Powiem szczerze, że miałem dużą frajdę, bo Natalia okazała się przesympatyczną, śliczną dziewczyną, a ja przekonałem się, ku mojemu zdziwieniu, ze moja fobia społeczna chyba stopniowo ustępuje pod wpływem terapii, a może nawet nie wiele z niej już zostało (?).. Pamiętam jak na początku dojazd do ośrodka, który jest oddalony od mojego bloku co najmniej kilka przecznic był dla mnie prawdziwą udręką. Wielką „wyprawą” i od razu powiem, że byłem tam zawożony jako pasażer przez długi okres czasu i to na tylnym siedzeniu. Może trudno w to uwierzyć, ale lęk i napięcie psychiczne było wtedy tak duże, że w większości mięśni w ciele odczuwałem silny ból, skurcze. Działo się to zupełnie niezależnie od mojej woli, nie miałem na to wtedy żadnego wpływu. Dziś na terapię dojeżdżam sam samochodem, co sprawia mi dużą przyjemność, bo jeździłem przez większą część swojego życia. Miałem szereg obaw, że po kilku latach przerwy zapomnę, „zardzewieję”, a miasto w którym mieszkam jest bardzo zmotoryzowanym rejonem Nic podobnego, wszystko mam w odruchach, wystarczyło mi 2-3 razy pojechać na zajezdnię i poćwiczyć
Innym razem, któregoś dnia po południu (Sylwester) gdy pojechałem po żonę do pracy nie siedziałem ukryty w samochodzie, jak to bywało w przeszłości gdzieś na tyłach parkingu, lecz wyszedłem przed budynek instytucji w której kiedyś sam przez 10 lat pracowałem. Tym razem chciałem się spotkać z starymi znajomymi, złożyć życzenia. Zastanawiałem się, czy ktokolwiek mnie jeszcze rozpozna (?), no jakby nie patrzeć „parę” ładnych latek minęło, kilogramów i siwych włosów też przybyło, znacznie więcej niż parę. Okazało się, że zostałem rozpoznany przez „starą wiarę” bez problemu, kilka osób się zatrzymało, zagadnęło, pożyczyliśmy sobie szczęśliwego Nowego Roku, ktoś podał mi rękę, to była duża przyjemność.
Nie dawno też przypadkiem spotkałem dwóch kolegów z podstawówki, z którymi nie widziałem się wiele lat. Jednego na spacerze, drugiego przed ośrodkiem terapii uzależnień, gdy paliłem papierosa czekając na wizytę u psychologa. Pomyślałem sobie, „No kuźwa pięknie! Że też akurat w takim miejscu musiał mi się napatoczyć”
Pogadaliśmy trochę, kto co robi, czy pracuje, ewentualnie gdzie ? jakie choroby ma i kogo kto widział ostatnio z innych znajomych (?)
Czasem też mam przyjemność spotkać się i chwilkę zagadać z koleżanką z którą chodziłem do klasy, do liceum, czasem się mijamy gdzieś po drodze.. Może nie każdy popadł w lekomanię, napady lęku, depresję, okazuje się jednak, że każdy ma tam jakąś swoją biedę niemałą i nie ma to specjalnego związku z stanem posiadania, stanowiskiem, poziomem intelektualnym itp
Ostatnio przyszła mi do głowy taka refleksja, że chyba powoli, jak „stary żółw w gipsie ze złamaną nogą o lasce”, ale wracam do zdrowia i społeczeństwa sukcesywnie, choć czasem robię 3 kroki w tył, zanim zrobię kilka w przód.
Czasem też chodzę do pobliskiego sklepiku po pieczywo lub kiosku znajdującego się przy głównej drodze, kilka dni temu wracając z sesji przejechałem dwupasmówką kilka rond by dojechać do głównej poczty i nadać paczkę z używanymi książkami które sprzedałem na Allegro. Do tej pory prosiłem o takie rzeczy żonę, myślę że teraz będę robił to już sam, tym bardziej, że planuję „rozkminić” wysyłkę paczkomatami, które jest po prostu tańsza.
Największy progres pozytywnych zmian rejestruje, na wiosnę, w lecie, wczesnej jesieni, w pozostałe pory roku trochę się „zapadam” jak niedźwiedź w sen zimowy Jestem wtedy w zdecydowanie gorszej formie, bez zapału, na wolniejszych obrotach Faktem jest, że i na jesień jest trochę mniej aktywności możliwości kontaktu z drugim człowiekiem, bo i mniej aktywności na zewnątrz.
Kiedyś ktoś mnie zapytał „dlaczego warto odstawić benzodiazepiny, skoro pozytywne zmiany w procesie psychoterapii następują po tak długim czasie (?)” Odpowiedziałem mu po 1. powtórzę się i powiem, że lekomania lekomanii nierówna, po 2 naprawdę jest wiele powodów, długo by wymieniać, ale największym moim osiągnięciem jest chyba to, że wciąż żyje. W 2000 – 2002 roku zażywałem na skutek rozwoju tolerancji mojego organizmu na leki BDZ do 30 mg Clonazepamu dziennie (15 tabletek), gdzie dawka początkowa, terapeutyczna wynosi ok 1-2 mg / dzień, max 3 mg i ta ilość już przestawała działać na mnie. Teraz mamy rok 2019, gdybym nie przerwał tego w porę i nie podjął leczenia, myślę, że już dawno nie było by mnie na świecie..
Biorę od 10 lat xanax 0,5mg-1mg oraz od 20 lat zolpidem 10mg na noc.
Wcześniej (przez ostatnie 2 lata) stopniowo odstawiłem wszystkie inne leki psychiatryczne (ssri, neuroleptyki, antypsychotyczne) przy pomocy alternatywnej terapii, o której nie wiem czy tu mogę pisać. Wszystko było ok. Czułem się wreszcie zdrowy.
Postanowiłem wreszcie zmierzyć się z nałogiem benzo i jest… fatalnie!!! Wszelkie objawy odstawienne, lęki, jakieś zmiany w świadomości, skoki ciśnienia, nadciśnienie zagrażające życiu. Biorę 3 różne leki na nadciśnienie, ale widzę, że teraz niewiele dają. Na obniżenie ciśnienia i antypadaczkowo stosuję dodatkowo CBD oraz inne zioła. Coraz bardziej gubię się w mojej decyzji o odstawieniu benzo. Staram się mieć siłę ale jest jej coraz mniej.
Aktualnie mam zamieniony xanax na relanium 2mg-5mg dziennie. Od czasu przejścia na to relanium zaczęły się jakieś zmiany w osobowości u mnie. Zolpidem nadal 10mg na sen.
Proszę się nie śmiać, że to wszystko śmiesznie niskie dawki. Wiem jakie dawki ludzie potrafią brać. Bardzo współczuję tym co tak robią i zechcą kiedyś odstawić. Dla mnie to co teraz czuję to jakiś kosmos. Czarny kosmos.
Dostałem skierowanie na detoks. Ma niby potrwać 3 tygodnie. Ciekawe… Obawiam się, że będą mnie na detoksie częstować SSRI i podobnymi lekami, a nie chcę i nie potrzebuję już ich nigdy brać. Chcę już tylko pozbyć się nałogu i nie wchodzić w inne leki. Możliwe, że się tam wybiorę tylko muszę pozałatwiać wcześniej różne sprawy, a jak je załatwić z pełnym spektrum objawów odstawiennych od benzo? Błędne koło.
No to trochę czasu bierzesz
No niestety, to jest chyba właśnie ta cała „magia” benzo :-/
Tak się dzieję, bo być może powodami nadciśnienia u Ciebie nie są typowe klasyczne przyczyny, tylko emocje spowodowane efektami odstawiennymi lub objawami abstynencyjnymi (?)
Być może potrzebujesz pomocy, wsparcia psychologicznego terapeuty uzależnień? Nie piszesz też nic o powodach twojego brania z przed lat (?)
Relanium, to dobry pomysł bo to długodziałające benzo, ale (substytucja)zamiana powinna odpowiadać takiemu samemu równoważnikowi zamiennika (przynajmniej na początku). Tzn 1 mg Xanaxu = 20 mg Relanium (podobna moc) i z takiej dawki dziennej powinieneś moim zdaniem zacząć stopniową redukcję Jeśli brałeś częściej średnio 0.5 Xanaxu, to z 10 mg Relanium, ważne jest też w jakim tempie redukujesz (?). Po tak długim okresie brania możesz mieć skumulowane benzo w organizmie (nasycenie organizmu po latach brania), vwięc może powinieneś zacząć schodzić z jeszze wyższej dawki Relanium, bo twoje stężenie BDZ w ciele jest wyższe, niż 0.5 – 1 mg Xanaxu (?)
Nie ma z czego, jedni uzależniają się od rosnących, aż do wysokich dawek, inni od niskich, stałych, oba uzależnienia bywają tak samo głębokie
Krótki trochę ten detoks jak na 10 lat brania.. Na F3 na OLZA w Wawie w INiP na Sobieskiego minimum 6 tyg, a nawet 8 tyg
Rozumiem, ale często jest tak, że nałóg lekomanii idzie w parze z jakimś „problemami pierwotnymi” i to się zazębia, lekomania często tylko „zalepia” te problemy na okres brania, nie leczy, więc nie wiem, czy samo odtrucie wystarczy (?)
„Tak się dzieję, bo być może powodami nadciśnienia u Ciebie nie są typowe klasyczne przyczyny, tylko emocje spowodowane efektami odstawiennymi lub objawami abstynencyjnymi (?)”
Nie wiem skąd nadciśnienie. Możliwe, że z nadwagi, którą powoli zrzucam, ale dużo jeszcze zostało.
„Być może potrzebujesz pomocy, wsparcia psychologicznego terapeuty uzależnień? Nie piszesz też nic o powodach twojego brania z przed lat (?)”
Terapia mi nie jest potrzebna. Już raczej nie. Kuracja, o której pisałem wcześniej i potem w wypowiedzi o SSRI pozwoliła mi na swoistą autoterapię i dotarcie do źródeł moich problemów.
Nałogowe branie benzo zaczęło się od zolpidemu na regulację snu. Przychodnia wypisywała mi te uzależniające leki jak cukierki. Sporadycznie brałem jakieś słabsze też typu Tranxiene, Lexotan itp.
Xanax dostałem po drugiej hospitalizacji w związku z depresją i stanami lękowymi. Zaczęło się codzienne łykanie.
Teraz wytrzymałem jednak na 5mg relanium. Raz dziennie. Organizm jakoś przestał się buntować, choć ciśnienie nadal podwyższone mam często. Zolpidem nadal 10mg co wieczór przed snem. Za kilka dni chcę zmniejszyć relanium na 4mg i gdy znów organizm się przyzwyczai zejść na 3mg. Może się uda.
Determinacja w zejściu z tym paskudnym nałogiem do zera powróciła. Wszystko zdaje się iść w dobrą stronę. 🙂
A SSRI to nie uzależnienie?
Różnie mówią, ale jeśli chcesz znać moje zdanie, to odpowiem, że to zależy.. Uważam, ze w przyp. SSRI pewne osoby mogą się uzależnić, inne nie lecz nie są to takie uzależnienia jak w przyp. uzależnienia od leków z grupy benzodiazepin, nasennych Z – leków (a jeszcze wcześniej barbituranów) opioidów, opiatów, alkoholu, czy narkotyków, których działanie odczuwamy bardzo konkretnie i prawie natychmiast, ponieważ działają one silnie depresyjnie na CUN, dając pewnego rodzaju „błogostan, haj, rozluźnienie mięśni”, czy jakieś otumanienie.. Po tych lekach nie jesteś trzeźwy, twoje zmysły, poziom intelektualny, zdolności psychomotoryczne są mocno upośledzone, charakterystyczny też dla tych leków jest rozwój tolerancji organizmu.. Nie można po tych lekach jeździć samochodem, bo szybkość twoich reakcji na jakiś bodziec jest zaburzona. Po większości SSRI (nie wszystkich) można prowadzić auto. Leki z grupy SSRI działają zupełnie inaczej, oczywiście, można się od nich uzależnić psychologicznie, jeśli jest to twoja jedyna forma leczenia.. Niestety z lekami jest tak, że nie usuwają one przyczyn problemów emocjonalnych, tylko działają na objawy, jeśli nie chodzisz na psychoterapię, a tylko stosujesz farmakoterapię, to może ona działać przede wszystkim w okresie przyjmowania leku, a po jego odstawieniu mogą zdarzać się nawroty. W tym sensie można rzec, ,że leki te nie otumaniają, ale również uzależniają, bo jak je odstawimy, problem może kiedyś powrócić. Myślę, że inaczej wygląda rzecz, gdy te leki bierzesz przez określony czas, kilka, nawet kilkanaście miesięcy jednocześnie chodząc na terapię, wtedy są one cenny wsparciem, dopełnieniem tej metody leczenia, która o ile jest fachowo prowadzona, jest skuteczna a efekty są trwałe
SSRI (oraz podobne) też uzależniają jednak nie tak samo jak benzo. Trzeba też powoli schodzić. Ja jestem wolny od tego paskudztwa już od prawie 2 lat i nigdy więcej. I nadal czasem czuję takie strzały w głowie, taką specyficzną czkawkę mózgu jak przy odstawianiu, bardzo rzadko ale zdarza się, szczególnie wtedy gdy jestem bardzo zmęczony i próbuję zasnąć. Zastosowałem jednak alternatywną terapię, która nie wymaga jedzenia chemii codziennie. W ogóle nie wymaga jedzenia chemii. Zapoznajcie się z badaniami pana doktora Robina Carhart-Harrisa jeżeli ktoś chce wiedzieć więcej. Ta (nadal eksperymentalna!) terapia nie pomaga niestety na nałóg benzo, ale może dać siłę do podjęcia decyzji.
Obawiam się, że tak może być..
Wiem o czym mówisz.. Bardzo dobre określenie 😉 taki prąd w głowie, nieprzyjemny przeskok „iskry”
Uzależniłem się krzyżowo po pierwszym odtruciu od alkoholu lekarz przepisał mi benzo i poczułem, że to niezły zamiennik … no i ta iluzja, że nie piję … ciąg i w efekcie psychiatryk a tam co miesiąc to inna diagnoza: zaburzenia osobowści, depresja w końcu dwubiegunówka … i garść prochów codziennie psychotropowe, antydepresanty, uskopajacze i nasene… masakra. Rok temu byłem na odtruciu od benzo i kody w Drewnicy ale miesiąc chodziłem po oddziale nafaszerowany rolkami na wyjściu dostałem jeszcze 2 opak. rolek na dwa tygodnie … tego samego wieczoru wszystko zeżarłem i zacząłem jeść głównie kode … aż do wypadku samochodowego ( oczywiście pod apteką, miałem czołówkę , jechałem na ciśnieniu i skręcając nie zauważyłem jadącego znad przeciwka samochodu, przeżyłembez zadrapania choć samochód wygląda tragicznie, byłem bez dokumentów, na ciśnieniu a policja wlepiła 3 stówy mandatu i puściła do domu … szok ) … strasznie się bałem detoxu … że znowu dadzą mi prochy i zacznie od początku jazda … spiąłem się i dwa tygodnie przeleżałem sam w ciężkiej schizie … jak tylko odzyskałem przytomność, zgłosiłem się na zamknięty odwyk lekowy ( na szczęście bez prochów, pod 24 obserwacją personelu ) … nie jest lekko ale codziennie czuję ulgę, że budzę się i nie ma prochów i jestem świadomy.
Ok, pomysł z „Rolkami” (czyt. Relanium) dobry, bo tak się robi przy fachowym odstawianiu leków BDZ to jest tzw substytucja.. Ma ona głębszy sens w przyp. detoksu szpitalnego, ale tylko w warunkach oddziału na czas pobytu Przepisywanie benzodiazepin do domu jest bez sensu, bo skoro dana osoba idzie na detoks to zwykle dlatego, że nie jest w stanie sama kontrolować swojego odstawiania, no bo uzależnienie = to utrata kontroli..Tymczasem na wyjście dostajesz „wyprawkę”, która zawiera to od czego się chciałeś przecież uwolnić. Ok, może słabsze, może nie takie „rajcowne”, dlatego zżerasz od razu, a potem to już Ci wszystko jedno..Trochę tak, jakby alkoholik poszedł odstawić „wódę”, a na wyjście, do domu dali mu na przetrwanie 2 skrzynki piwa
Nie dziwi mnie to.. Policja pewnie nie czując od Ciebie alkoholu, albo dziwnych, ponarkotykowych „schizów” stwierdziła, że jesteś trzeźwy, choć zszokowany, nie wyczuła sprawy i na tym polega min pułapka lekomanii (przynajm. moim zdaniem), nie widać jej, nie czuć, jest ukryta, brak wyraźnych negatywnych konsekwencji na początku. Jakbyś był po alko, to od razu by Cię zwinęli, zabrali prawko, po lekach pewnie musiałbyś przejechać dziecko, by Ci zbadali krew, co jest jak najbardziej możliwe, więc tym razem miałeś szczęście
trzymaj się tego..
Witaj Przemka ja mam problem identyczny jak ty to co czytam to jak o swojej osobie z małych dawek leków kiedyś doszłam do stanu ze potrafię wziąć dziennie ponad 30 mg Alpragenu byłam na leczeniu ale nic mi to nie dało tabletki zjadłam oczywiście przy dużej ilości jak ja posiadam jak cukierki żadnego hamulca. Piszesz super teorię każdy z nas chyba bardzo dobrze zna gorzej z praktyką. Ale bardzo zainspirowała mnie twoja historia. Pozdrawiam Joanna
A można wiedzieć, gdzie byłaś na leczeniu ? i jak ono wyglądało ? np ile trwał detoks, gdzie był przeprowadzany?
Od tygodnia jestem na leczeniu. Byłem na granicy śmierci po kilku letnim ciagu brania Benzodiazepin i kodeiny ( zaczęło się od kilku tabletek dziennie ale szybko skończyło na kilkudziesięciu i wypadkiem samochodowym pod apteka, bo byłem na takim ciśnieniu, że nie zauważyłem jadącego naprzeciwko samochodu ). Bałem się iść na detox. Balem się, że podadzą mi Relanium. Ryzykowne kilkanaście dni przeżyłem sam na ciężkim odstawieniu. Mimo upływu prawie 4 tygodni nie śpię i czuję się fatalnie fizycznie i psychicznie jednak każdego dnia czuję coraz większą ulgę, że nie biorę i cieszę się, że resztkami sił dotarłem na leczenie odwykowe. Przyznaję, że rozpaczliwie proszę o pomoc i wsparcie. Czuję się mimo 50 lat jak małe wystraszone i przerażona dziecko…
Benzodiazepiny + opiaty, niezły „mix”, niektórym wystarcza jedna z tych substancji do głębokiego uzależnienia, inni mieszają
Czemu się bałeś Relanium? no tak się robi, aby zminimalizować objawy odstawienne, później to Relanium się odstawia
4 tygodnie to z jednej strony już coś, z drugiej jeszcze króciutko jak na kilka lat brania? rozumiem, że bez przerwy ? (dzień w dzień) Zwłaszcza, że leki odstawiłeś (jeśli dobrze zrozumiałem ?) z dnia na dzień (?)
To akurat normalne, też tak się czułem na początku.. Niestety leki te, jeśli trafią na podatny grunt, szybko i mocno dosłownie „wrastają” w psychikę jak „bluszcz” w ogrodzenie.. Ciężko to później rozerwać.. Leki są „fajne”, uniwersalne, bezzapachowe, poręczne, a konsekwencje przychodzą dużo później niż w klasycznych nałogach..Niestety, są trwalsze, a lekoman po latach brania staje się ruiną, wrakiem człowieka i budzi się z „ręką w nocniku”. Każde uzależnienie prowadzi w tym samym kierunku. Paradoksalnie być może twój wypadek samochodowy to „dopust Boży” dla Ciebie, taki bodziec do otrzeźwienia, by zobaczyć że nałóg robi z Tobą co chce. Dlaczego zacząłeś brać benzodiazepiny? lekarz Ci przepisał? z jakiego powodu? masz jakąś diagnozę?